Przyjazd do Tyrolu
Jestem w Tyrolu. Spędzę tu całą zimę i w końcu zrealizuję to, o czym zawsze marzyłam: poznam alpejskie życie „od kuchni” a nie z perspektywy turysty. Skoncentruję się na swoich pasjach i rozwoju osobistym. Zwolnię tempo, przecież slow life jest teraz taki mejnstrimowy. A co tam, kiedyś w końcu trzeba!
Platon twierdzi, że nic się nie dzieje przypadkowo, zawsze jest jakaś przyczyna i konieczność. I podobno kiedy Bóg drzwi zamyka to otwiera okno – tak twierdzi ks. Jan Twardowski.
Pod koniec 2015 roku w moim życiu zawodowym wiele się zmieniło, w skutek czego poczułam że potrzebuję trochę”pauzy” od tego, co robiłam dotychczas. Męczyło mnie schematyczne życie i to, że ciągle coś „muszę” i „powinnam”. Postanowiłam zająć się czymś skrajnie odmiennym, a jednocześnie związanym z moimi pasjami. “Z dnia na dzień” zaczęłam szukać możliwości dłuższego pobytu w Alpach. W ciągu kilku dni buszowania w Internecie znalazłam rozwiązanie które w 100% odpowiadało na moje potrzeby. Spontanicznie spakowałam się i wyjechałam.
Przyjazd do Tyrolu
17 grudnia o 6.00 rano przyjeżdżam do Innsbrucka – stolicy Tyrolu, i robię to co zawsze po przyjeździe do Austrii: idę na cappuccino i croissanta.
Z kawiarni piszę smsa do domowników, że podróż OK. I to jest mój ostatni raz kiedy myślami jestem jeszcze „tam”. Po chwili wsiadam do pociągu do „mojej” miejscowości i od tej chwili zostawiam wszelkie domowe sprawy gdzieś w tyle, i jestem ciałem i duchem w 100% w Tyrolu.
Pociąg z Innsbrucka jedzie 2 godziny. Innsbruck oglądam jedynie z dworca i trochę z pociągu, ale muszę szczerze powiedzieć, że robi wrażenie. Jest ze wszystkich stron otoczony górami. W takim mieście jeszcze nie byłam, koniecznie muszę się tu wybrać na wycieczkę. Podczas podróży chłonę piękne widoki. Sądzę, że Mickiewicz i Słowacki mieliby tu niezłe pole do popisu i przypływ weny twórczej. Nie ma śniegu, krajobraz wygląda jak późną jesienią – poniżej kilka zdjęć.
W końcu docieram na dworzec do Reutte in Tirol. Stamtąd odbiera mnie „mój” gospodarz. Jedziemy samochodem około 15 minut, cały czas krętą drogą w górę. Widoki są oszałamiające… W końcu docieramy do pensjonatu, w którym od jutra zaczynam pracę. Jest jak z bajki, w dodatku świątecznie udekorowany. Dokładnie taki, jak sobie wyobrażałam. Tuż obok jest wyciąg narciarski.
Podekscytowana dzwonię do rodziny i znajomych, a potem poświęcam czas na rozpakowanie rzeczy, aklimatyzuję się w pokoju, idę na krótki spacer i zasypiam.
.
To może Cię również zainteresować
Miłośniczka Alp, Austrii, Tyrolu i języka niemieckiego. Autorka bloga „Polka w Tyrolu”. Aktualnie pracuje jako menedżer w jednym z tradycyjnych hoteli w Tyrolu. Lubi outdoor, sporty zimowe, lata 90-te i dobre jedzenie.